Czy można uzależnić się od chaosu?
- Bartosz Żuchowski
- 29.10
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 3.11
Coraz częściej w gabinecie słyszymy od Was:
„Chcę w końcu spokoju. Zdrowych relacji. Stabilności.”
I naprawdę to zdanie płynie z serca, ze szczerego pragnienia. A potem... dzieje się coś dziwnego.
Pojawiają się dramaty, impulsywne decyzje, trudne emocje. Znajomości, które od początku były niepewne. Powroty do relacji, które miały już się skończyć. Konflikty wywołane z niczego. Brzmi znajomo?
Mechanizm, który budujesz całymi latami - przyzwyczajasz swoje ciało do tego, co trudne. Przebodźcowujesz się, ciągle dostarczasz adrenaliny.
Psychologia tłumaczy to bardzo prosto.
Jeśli przez lata układ nerwowy uczył się funkcjonować w warunkach napięcia, nadmiaru emocji, niepewności – Twój organizm właśnie to uznaje za „normę”.
A spokój? Może przypominać pustkę. Może wydawać się nudny, niezrozumiały, zagrażający.
Osoby, które przez całe życie doświadczały emocjonalnego hałasu, mogą nieświadomie tęsknić za tym, co znajome – nawet jeśli jest bolesne.
To dlatego zdarza Ci się zakochiwać w osobach chłodnych i zdystansowanych, choć marzysz o czułości.
To dlatego po kilku tygodniach spokoju pojawia się impuls, żeby coś zepsuć.
To dlatego cisza bywa nie do zniesienia i zagłuszasz ją byle czym. Muzyką, telewizorem, serialami, filmami na tik-toku.
Nie jest łatwo to przyjąć, ale to, co znane, nie zawsze jest zdrowe.
I odwrotnie – to, co zdrowe, może wymagać nauki od zera.
Może to już czas, aby na nowo nauczyć się spokoju i ciszy?
To nie jest wyrok. To jest zaproszenie.
Czasem największym aktem odwagi nie jest pójście za emocją.
Czasem największą odwagą jest zostać. Zatrzymać się. Nie eskalować. Pozwolić, żeby nic się nie działo.
Lato to dobry czas na ćwiczenie nowej obecności. Więcej światła, więcej ciała, więcej przestrzeni – również w sobie.
Jeśli wewnętrzny system reaguje niepokojem na spokój, może warto się temu przyjrzeć.
Z uważnością. Z czułością. Z kimś, kto pomoże rozplątać stare mechanizmy.






Komentarze